Zaczęłam od przerobienia starej tacy (tak kiedyś wyglądała). Przeszlifowałam, pomalowałam, dodałam trochę spękań, cieniowań... no i na koniec śliczny, ckliwy widoczek.
Serwetkę z tym ślicznym domem kupiłam już dawno temu, leżała i czekała na swój czas. Nie bardzo wiedziałam, gdzie ja przykleić, bo motyw jest duży i nie wszędzie się mieści.
Do górnego rogu dodałam jeszcze różę z jakimiś napisami - było tam trochę za pusto...
Na brzegach i przy uchwytach starłam trochę wierzchniej farby (wcześniej przesmarowałam te miejsca świeczką, więc było łatwo), by taca wyglądała na wiekową i często używaną.
Przejścia, gdzie kończy się serwetka zatarłam przy pomocy sztywnego pędzla (tamponując kilkoma odcieniami beżu).
Wczoraj zabrałam się za coś bardziej wiosennego - domek dla ptaków (mąż twierdzi, że to dla szpaków... ). Co prawda w tej akurat budce nie będą mieszkały żadne ptaszki - chyba, że te które tam nakleiłam ( to chyba nasze poczciwe, polskie wróbelki - ale ornitologiem nie jestem...). Do tego trochę łąki i już zapachniało wiosną.
Wcześniej jasne drewno pomalowałam bejcą, przeszlifowałam, pomalowałam rozcieńczoną białą farba, przetarłam szmatką jeszcze wilgotną farbę i znowu przeszlifowałam - a wszystko tylko po to, by domek wyglądał jakby niejedną wiosnę spędził przyczepiony do drzewa... (gdzie słońce, deszcz i wiatr zrobiły swoje z drewnem)
Dach budki ozdobiłam bawełnianą, niebieską koronką (jej kolor też jest taki jakby trochę sprany, więc pasuje...).
Jeszcze nie do końca wiem, gdzie domek będzie wisiał i przede wszystkim do czego będzie służył...
Może po prostu będzie ładnie wyglądał i cieszył oko...
P.S. Wymyśliłam! To będzie skarbonka na drobniaki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz